Załapałam się dzisiaj na przepiękny wschód słońca. Tu nad Wisłą dotąd nie miałam okazji:-)
To fajny akcent po niefajnej, nieprzespanej nocy. Stare sprawy, stare problemy, życie.
PS. Przez większość czasu korzystam z WordPress w telefonie, dzisiaj jednak odpaliłam go w komputerze, na pełnym ekranie. Zauważyłam, że zdjęcie z Instagrama i to wstawione w ostatniej notatce wyraźnie wskazują, jakie są moje ulubione kieliszki koktajlowe. Dodam, że one są też ulubione do picia wody, wina, soków, drinków, a nawet cappuccino :)) Uniwersalne.
Dla tych, co tęsknią za dawną Polską, podlinkowałam słowa piosenki „Zapomniana melodia” z 1938 r. Wyobrażacie sobie, że te dziewczyny, prawie 100 lat temu, płynęły po tej samej Wiśle?
Wczorajsza burza złapała mnie na ścieżce rowerowej pomiędzy Czerniakowską, a Mostem Łazienkowskim. Niby krótki kawałek, jakieś 800 metrów, ale przeżyłam na nim chwile grozy. Najpierw jechałam, w strugach deszczu, w okularach, którym przydałyby się miniwycieraczki, jednak podmuchy wiatru sprawiały, że w pewnym momencie już nie byłam w stanie utrzymać równowagi na rowerze i zdecydowałam się go prowadzić. Do czasu, aż nie zaczęły trzaskać na przemian błyskawice i pioruny, wtedy prowadzenie zamieniłam w bieg. Taki jogging z rowerem, w strumieniach deszczu to naprawdę duże wyzwanie, mam nadzieję, że kalorii spaliłam więcej, niż gdybym nim jechała 😉
Widać, gdzie wcześniej była linia brzegu
Jednak najważniejsze, że przeżyłam, a uwierzcie, że kiedy nagle na chodniku zrobiło się wody po kostki, a wiatr miotał mną tak, że oczyma wyobraźni ujrzałam się w nurcie Wisły (z rowerem lub bez), kwestia przeżycia nie była taka oczywista.
Bo zachciało się Beacie zażywać sportu!:-)
Plaży nie ma
Zdjęcia nie oddają tego, co się wczoraj działo, a jakoś nie pomyślałam, żeby tę zawieruchę nagrać.
Na pierwszym zdjęciu, w zbliżeniu, tuż obok Grubej Kaśki, widać walczącą z wiatrem mewę i ja dzisiaj cały czas o niej myślę. Jak myślicie, czy ona w ogóle doleciała do brzegu?