Ja to się chyba naprawdę nie nadaję na wiosnę – do niczego.
Jestem podenerwowana, co akurat można zrozumieć biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie.
Jestem przytłoczona pogodą, która jednego dnia grozi szaleństwem innego budzi promieniami słońca, co akurat też nie jest niczym niesamowitym, jak na tę porę roku. Ja razem z pogodą jak na huśtawce raz wpadam w euforię, raz w dołek psychiczny:-)))
Jestem niezadowolona, zbliżają się wakacje, a my po raz pierwszy od kilku lat nie mamy planów i pewnie nawet perspektyw na plany, a to czekanie na sierpień zawsze dodawało mi otuchy.
Jestem przygnębiona, szykuje mi się spotkanie z ważniakami, którzy mogą cały mój wysiłek ostatnich lat zrównać z ziemią.
Miałam pracującą sobotę i pewnie kolejne dwie też będą pracujące.
Mam – obolałe plecy, bo moje łóżko dzisiaj w nocy zachowywało się jakby było wypełnione kamieniami.
Mam – w perspektywie 6 dni wstawania o 6 z minutami.
Mam – wrażenie, jakby już nic fajnego nie miało się wydarzyć.
Nie mam – pomysłu na ciąg dalszy (nie tylko notki).
I co z tego, że po ostatnim kopaniu w pewną część ciała miałam już przestać się użalać???