Przy okazji załatwiania spraw w KRS-ie, wpadłam nad Wisłę. Uwielbiam, gdy to, co nią płynie, jest całkiem naturalną koleją rzeczy i nie smuci. No może jedynie, gdy wywoła powódź, bo nadmiar kry podobno może to zrobić. Mam nadzieję, że tak się nie stanie.
Tag: Wisła
Chwilę temu/ A while ago
Załapałam się dzisiaj na przepiękny wschód słońca.
Tu nad Wisłą dotąd nie miałam okazji:-)

To fajny akcent po niefajnej, nieprzespanej nocy.
Stare sprawy, stare problemy, życie.
PS. Przez większość czasu korzystam z WordPress w telefonie, dzisiaj jednak odpaliłam go w komputerze, na pełnym ekranie. Zauważyłam, że zdjęcie z Instagrama i to wstawione w ostatniej notatce wyraźnie wskazują, jakie są moje ulubione kieliszki koktajlowe. Dodam, że one są też ulubione do picia wody, wina, soków, drinków, a nawet cappuccino :)) Uniwersalne.

Wisła płynie, a Wisłą płyną… śmieci / The Vistula is flowing, and with the Vistula is flowing … waste
Dzisiaj rano po Wiśle płynął tylko jeden kajak, za to mnóstwo śmieci. Wczoraj wiało, gdzieniegdzie przeszły intensywne burze, więc sądziłam, że to takie naturalne zanieczyszczenie. Tak, jak bywa w czasie powodzi, gdy prąd porywa wszystko, co się da, a rzeka mętnieje i zmienia kolor na brunatny. To znaczy jeszcze bardziej mętnieje, bo Wisła do przejrzystych nie należy.
To co widać na filmie (styropian, albo gąbka uszczelniajaca) prawdopodobnie jest efektem prowadzonych po obu stronach rzeki robót drogowych, które oczywiście są potrzebne, dzięki nim będę jechać do Lublina jeszcze szybciej niż teraz, ale Wisły żal.

Już zmierzch wieczorny na wodę opada…
Nigdy nie interesowałam się wioślarstwem, ale jakoś tak ciągle ostatnio wioślarze wchodzą mi w kadr, wpływają właściwie. Może nawet zacznę śledzić losy polskiej reprezentacji. 🙂

A dzisiaj taki widok, no po prostu zachwyt!

Niemniej jednak pod koniec mojej przejażdżki zmarzłam, zresztą już od kilku dni rano zakładam do jazdy rękawice. Cóż, pomału nadchodzi jesień.
Ach jak przyjemnie / How nice
„Ach jak przyjemnie, kołysać się wśród fal, gdy szumi szumi woda i płynie sobie w dal…”
Ale, że o 7 rano??? Serio???:-)
Dla tych, co tęsknią za dawną Polską, podlinkowałam słowa piosenki „Zapomniana melodia” z 1938 r. Wyobrażacie sobie, że te dziewczyny, prawie 100 lat temu, płynęły po tej samej Wiśle?
Zdjęcie pstryknięte rano, w drodze do pracy.
Kolejne dni na dwóch kółkach / Another days on two wheels
W sobotę zrobiliśmy na rowerach 46 km!! Byliśmy w Parku Młocińskim, który ma tak samo przyjemne aleje, jak Las Kabacki i świetną ścieżkę zdrowia. W czasie II wojny światowej teren parku był terenem walk zarówno w czasie wojny obronnej w 1939 r., jak też później, gdy działało tu Zgrupowanie AK Kampinos, szczególnie aktywne w okresie powstania warszawskiego. Jak podaje Wikipedia, do dzisiaj można odnaleźć ślady pocisków w starodrzewie i kule wyłuskiwane z drewna ściętych starych drzew.
Wracając zrobiliśmy rundkę po Żoliborzu, zjedliśmy obiad w jednej z knajpek przy Al. Jana Pawła II i powlekliśmy się do domu. Dosłownie, tylko koło za kołem:-)
Trochę przesadziłam ustalając trasę i pod koniec wycieczki kolana odmawiały mi posłuszeństwa. Największe problemy sprawiało mi siadanie i wstawanie:-). Mimo to, co zrobiła Beata? W niedzielę znowu wskoczyła na rower. Jednak tym razem po to, żeby pojechać nad wodę i poleżeć na zielonej trawce. Z okolicznych miejscówek jedynie Jeziorko Czerniakowskie pozytywnie przeszło badania sanepidu i można się w nim kąpać. Bardzo lubimy to miejsce, dlatego decyzja zapadła szybko i bez marudzenia.
Oczywiście na plaży nadal trzeba zachowywać dystans społeczny i zakrywać twarz, ale w rzeczywistości, jak to w rzeczywistości. Tłum plażowiczów, dużo biegających dzieci, kolejki po gofry i lody, no i ani jednej maseczki. Z drugiej strony, jak iść do wody w maseczce? Staraliśmy się więc zachować dystans, a maseczkę sobie odpuściliśmy. Rozłożyliśmy się w dużej odległości od innych, w wodzie odpływałam na bezpieczną odległość. Liczę też trochę na to, że prażące wczoraj do nieprzyzwoitości słońce, osłabiło drania, choćby na ten jeden dzień:-)
A Wisła sobie płynie, i życie w jej sąsiedztwie toczy się prawie jak dawniej.
Czytaj dalej „Kolejne dni na dwóch kółkach / Another days on two wheels”
Zlany poniedziałek / Rainy Monday
Wczorajsza burza złapała mnie na ścieżce rowerowej pomiędzy Czerniakowską, a Mostem Łazienkowskim. Niby krótki kawałek, jakieś 800 metrów, ale przeżyłam na nim chwile grozy. Najpierw jechałam, w strugach deszczu, w okularach, którym przydałyby się miniwycieraczki, jednak podmuchy wiatru sprawiały, że w pewnym momencie już nie byłam w stanie utrzymać równowagi na rowerze i zdecydowałam się go prowadzić. Do czasu, aż nie zaczęły trzaskać na przemian błyskawice i pioruny, wtedy prowadzenie zamieniłam w bieg. Taki jogging z rowerem, w strumieniach deszczu to naprawdę duże wyzwanie, mam nadzieję, że kalorii spaliłam więcej, niż gdybym nim jechała 😉
Jednak najważniejsze, że przeżyłam, a uwierzcie, że kiedy nagle na chodniku zrobiło się wody po kostki, a wiatr miotał mną tak, że oczyma wyobraźni ujrzałam się w nurcie Wisły (z rowerem lub bez), kwestia przeżycia nie była taka oczywista.
Bo zachciało się Beacie zażywać sportu!:-)
Zdjęcia nie oddają tego, co się wczoraj działo, a jakoś nie pomyślałam, żeby tę zawieruchę nagrać.
Na pierwszym zdjęciu, w zbliżeniu, tuż obok Grubej Kaśki, widać walczącą z wiatrem mewę i ja dzisiaj cały czas o niej myślę. Jak myślicie, czy ona w ogóle doleciała do brzegu?
Relaks nad Wisłą/ Chillout by the Vistula
A teraz zdenerwuję wszystkich, którzy są dzisiaj w pracy, bo ja nie jestem:-) I z tego oto hamaka pozdrawiam Was cieplutko!
Melduję też, że zrobiłam już 14 km na rowerze, mam zamiar zrobić drugie tyle w drodze powrotnej, ale póki co……..leżę!! Żyć nie umierać!