Miałam długi świąteczno-noworoczny urlop, który wykorzystałam na niemal całkowite bycie offline. Wyluzowałam. Przestałam się martwić, czy sernik się uda, czy pieczeń będzie wypieczona, ani czy wszystkim będzie smakowało. Po pierwsze, wcale nie musi wszystko wszystkim smakować, a po drugie, jestem po kursie asertywności i dopuszczam już do głosu myśl, że mam prawo przypalić obiad, bez samobiczowania się wyrzutami sumienia. Chociaż nieskromnie dodam, że jednak smakowało 🙂
Święta z rodziną, Sylwester na domówce u przyjaciół. Czegóż chcieć więcej?
Może jedynie śniegu.
Ale wiecie co? Jak wczoraj czytałam w różnych gazetach rozważania, który i dlaczego z sylwestrowych koncertów był słaby, kto jakie statystyki osiągnął i który program zadowolił widza, to pomyślałam, że niektórzy chyba naprawdę nie mają większych problemów. W takiej zabawie dla mas, jak Sylwester chodzi przecież o to, żeby ludzie mogli sobie potańczyć w rytm łatwo wpadających w ucho piosenek, żeby mogli je zanucić, żeby robili artystom chórek, żeby było kolorowo, wesoło, zabawnie.
Inna kwestia, dlaczego jedne piosenki wpadają w ucho, a inne zupełnie nie? Tylko w małym stopniu warunkuję to wyrobionym gustem muzycznym. Sama kończyłam szkołę muzyczną, więc jakąś tam wiedzę o muzyce tzw. wyższych lotów mam, a mimo to czasem nie daję rady.:-)
Fenomen Zenka zadziwia mnie odkąd Kamil Grosicki rozkręcił sławetną imprezę w szatni, przy wtórze piosenki „Przez twe oczy zielone”, która akurat leciała z głośnika. Przecież gdyby tamtego dnia, płynąc na fali radości po wygranym meczu z Irlandią, Grosicki zaśpiewał np. „We are the champions”, „Majteczki w kropeczki”, czy „Białego misia”, nie byłoby tego całego okołozenkowego szaleństwa! Ani benefisu. Ani Akcentu w Zakopanem. Przypadek? Dla Zenka na pewno szczęśliwy:-)
BTW. Tylko proszę mi „Białego misia” nie krytykować never ever, bo on jest hitem hitów moich całych, nastoletnich lat. Ta nieskomplikowana piosenka z bardzo nieskomplikowanymi chwytami gitarowymi, była jedną z pierwszych, którą nauczyłam się grać, (a byłam gitarowym samoukiem). Całkiem ładny głos, do tego gitara i Beata na rożnych wakacyjnych wypadach czarowała chłopaków niczym druga Karin Stanek 😉
Wracając do Zenka, benefis zdecydowanie nie był interesującą rozrywką, ja tego stylu muzycznego nie lubię, ale już koncert w Zakopanym nie odbiegał jakością od pozostałych koncertów. Bo one wszystkie były słabe. Tylko, że mi to wcale nie przeszkodziło w dobrej zabawie! Mało tego, sądzę, że tak jak w święta nie chodzi o czyste okna, tak w sylwestrowej zabawie zupełnie nie chodzi o to, by koniecznie słuchać kwartetu smyczkowego! Oczywiście jak ktoś chce, to może, ale może też wygłupiać się, tańczyć i śpiewać w zupełnie innym stylu. Eklektyzm mile widziany!
PS. To jak myślicie, czy wtedy w tej szatni to był przypadek, czy nie? 🙂 Czytaj dalej „Po przerwie/ After a break”