Powroty/ Coming back

Powroty są trudne. Dlatego przepraszam za długie milczenie, które pewnie w obecnej sytuacji mogliście zinterpretować jednoznacznie, ale to był okres, w którym próbowałam poukładać swoje życie.

Co u mnie? Skończyłam chemioterapię, nadal doświadczam neurotoksyczności, kontroluję to, co po drodze uszkodził mi nowotwór i cierpliwie czekam, aż niekorzystne objawy miną, lub aż lekarze coś na nie poradzą. Mam nadzieję, że po prostu miną:-)

Po 6 chemii w zasadzie z dnia na dzień poczułam się lepiej, dzięki temu mogłam stoczyć kolejną (wygraną) walkę z ZUS, i w którymś momencie zacząć myśleć o powrocie do pracy.

Od dwóch tygodni znowu wstaję o 6 rano i robię sobie poranny spacerek do biura.

Zdrowotnie: jestem pod ciągłą kontrolą, ale żeby nie zwariować, stosuję metodę małych kroczków, tj. zajmuję się jednym problemem naraz. Jako osoba pracująca mam znacznie mniej czasu na ogarnianie rzeczywistości i latanie po tych wszystkich lekarzach, po których muszę, ale o tym też staram się za wiele nie myśleć.

Generalnie potwierdziło się to, co już wielokrotnie obserwowałam u innych: babciowanie daje niesamowitą siłę i wolę walki:-)

Czytaj dalej „Powroty/ Coming back”

Ciąg dalszy/ After the break

Kochani, dziękuję za Wasze wiadomości, za wszystkie e-maile, zainteresowanie.

Jesień mnie przeczołgała.

Kiedyś myślałam, że skoro odżywiam się dobrze, dbam o siebie, uprawiam sport, prowadzę aktywny i generalnie higieniczny tryb życia, to po prostu jestem zdrowa. Wiadomo, że coś tam strzykało, coś pikało, ale komu nie pika.

Tymczasem, pewnego dnia trafiłam do szpitala i wtedy szok, niedowierzanie, chaos myśli.

Dostałam zakrzepicy, a bardzo szybko po niej (może nawet równocześnie) pojawił się udar i zatorowość płucna. Przez kilka dni leżałam obolała i skołowana sytuacją. Później powiedziano mi, że było groźnie, że nie wiadomo skąd tak intensywny przebieg choroby. Uznano, że prawdopodobnie problem genetyczny.

Jednak po miesiącu, kolejne badania wykazały raka i wszystko się wyjaśniło. Podobno ileś procent nowotworów poprzedza wysyp zakrzepicy.

Nie będę Wam opowiadać całej historii, bo to nudne. Chciałam się tylko trochę wytłumaczyć, skąd taka cisza w eterze.

Dzisiaj jestem dwa miesiące po operacji i po pierwszym tygodniu chemii. Na razie czuję się dobrze, ale wiem, że następne tygodnie mogą być trudne.

Jesień mnie przeczołgała, pokazała mi, że nie jestem niezniszczalna, nie jestem też żadnym okazem zdrowia. Jednak znowu, tak jak kiedyś, odżywiam się dobrze, dbam o siebie, prowadzę aktywny i generalnie higieniczny tryb życia, więc musi być ok. Prawda?

Po okresie załamania, które w oczywisty sposób się pojawiło, w końcu zaakceptowałam swój stan i fakt, że nigdy już nie będzie jak dawniej. Zrozumiałam też, że skoro nigdy już nie będzie jak dawniej, a nie znam przyszłości:-) , to muszę z życia brać, ile wlezie, każdego dnia. Ot tak, po prostu 🙂

Fakt, nieco przeorganizowałam listę priorytetów, ale szczerze, ta poprzednia wersja była do kitu.

Czytaj dalej „Ciąg dalszy/ After the break”

Święta!/ Christmas time!

Pozaglądałam dzisiaj na ulubione blogi i czytam, że u jednych chandra, u drugich zmęczenie, gdzieś tam jeszcze pogodowy splin lub stres wywołany zbliżającymi się świętami, które jakby w opozycji do aury radosnego oczekiwania, niektórych osób wcale nie cieszą.

Przyznam szczerze, że ja się ich już nie mogę doczekać, ale dla odmiany niedomagam zdrowotnie. Na szczęście namierzyłam w końcu fajną przychodnię, gdzie nie czeka się tygodniami na wizytę u lekarza, (co w Warszawie nie jest łatwe), upolowałam tę wizytę (jak to brzmi!) i już wiem, że przynajmniej nie mam zapalenia płuc. Do świąt przejdzie!

Ale wracając do tematu okołoświątecznego, to okazuje się, że wspomniana chandra ma całkiem racjonalne, a nawet naukowe, wytłumaczenie. Otóż naukowcy z Karolinska Institute w Sztokholmie opublikowali niedawno wyniki swoich badań, z których jasno wynika, że w tym okresie zwiększa się ryzyko zawału serca (wzmianka na ten temat tu), co oczywiście nie ma związku z wymiarem religijnym, a z emocjami, które towarzyszą nam w trakcie przygotowań. Każdy najpierw chce dopiąć sprawy zawodowe, pracuje intensywniej, zostaje po godzinach, robi wszystko, żeby jednocześnie zdążyć ze wszystkim na czas w domu, działa więc inaczej niż zwykle, w przyspieszonym tempie, wkręcając się jednocześnie w te wszystkie gwiazdeczki, choinki i reniferki. Zakupowe szaleństwo, wiadomo.

Potem znowu pośpiech, wyjazd do rodziny lub przyjmowanie najbliższych we własnym domu, opłatek, życzenia, łzy w oczach, pełny brzuch i wreszcie uspokojony oddech. Ulga, że znowu wszystko się udało. Właśnie wtedy pacjent trafia na SOR z podejrzeniem, lub całkiem realnym, zawałem. Z analizy aż 280 tys. zawałów serca w ciągu 16 lat wynika, że dzieje się to najczęściej 24 grudnia około godziny 22.

Oczywiście mowa jest też o grupie ryzyka, o osobach chorych na cukrzycę, na schorzenia układu krążenia, czy osobach po 75. roku życia, jednak ryzyko tego szczególnego dnia wynosi aż 37 % w porównaniu do wszystkich innych w roku!

Także Moi Drodzy, ponieważ zostało już tylko 5 dni do godziny zero, proszę Was, nie szalejcie z przygotowaniami. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli będzie skromniej, lub nie wszystko zdążycie wysprzątać.

Niedomyte okna po prostu zasłońcie roletami, a przed tym najgorszym postawcie choinkę 😉


I visited my favorite blogs today and I read that some people are very fatigue, in stress or bad weather’s mood but maybe tired the approaching Christmas time, which as in opposition to the aura of joyous expectations, some people do not enjoy it.

I must admit honestly, I can’t wait for Xmas, but for a change I don’t feel well. Fortunately, I’ve finally found a nice clinic where you do not have to wait long to see a doctor (which is not easy in Warsaw), I already know that at least I do not have pneumonia. I will recover until Christmas.

But coming back to the Christmas theme, it turns out that the mentioned chandra has a quite rational, and even scientific, explanation. Well, scientists from the Karolinska Institute in Stockholm recently published the results of their research, which clearly shows that during this period, the risk of a heart attack increases, which obviously has no relation to the religious dimension, but to the emotions that accompany us during preparations. Everyone first wants to finish their professional affairs, closed what have to be close, stays after hours, do everything what is needed, at the same time to catch up with everything on time at home, doing more than usual, at an accelerated pace, simultaneously screwing themselves in all those shining stars, Christmas trees and little reindeer. Shopping madness, you know.

Then again rush, a trip to the family or hospitality at your home, wafers, wishes, tears in your eyes, a full stomach and finally calmed breath. Relief that everything went well again and that’s that moment, when the patient gets to A&E with a suspected, or quite real, heart attack. From the analysis up to 280,000 heart attacks over the course of 16 years shows that it happens most often on December 24 at approximately 10 p.m.

Of course, researches are also talking about the risk group, about people with diabetes, cardiovascular disease, or people over 75, but the risk of hearth attack, on this special day is as much as 37% compared to all others in the year!

So, Dear, because there is only 5 days to the zero, time I am beggin you, do not go mad with the preparations. Nothing really happens if it will more modest, or you do not manage to clean everything up.

Unwashed windows just cover with a blind, and set the Christmas tree before the dirtiest 😉

Psychologiczne healthy-selfie/ Psychological healthy-selfie

images (2)Kiedy zmieniałam pracę obiecałam sobie, nie będę narzekać na nic, co wiąże się z tą zmianą, bo przecież sama jej chciałam, wybrałam i podjęłam decyzję. Koniec i kropka.

No i rzeczywiście nie narzekam. Praca spokojna, często twórcza, czasem relaksująca, zwykle bezstresowa, w większości ciekawa. Wiadomo, że coś tam w niej lubię bardziej, coś mniej. Normalka.

Narzekam jedynie na brak pakietu medycznego i w ten sposób płynnie przechodzę do narzekactwa na polską służbę zdrowia. Państwowy NFZ jest koszmarem samym w sobie, a w Warszawie koszmarem do kwadratu. Jeśli jeszcze pracujesz w firmie, która ma podpisaną umowę albo bezpośrednio z dużą siecią medyczną, albo przez pakiet ubezpieczeniowy, jest ok. Ja tak miałam przez kilka lat i bardzo sobie ceniłam. Full serwis. Specjaliści dostępni co prawda z 3 miesięcznym wyprzedzeniem, ale byli! A w sobotę, gdy Słoiki* wyjeżdżały do domów, można się było dostać do nich nawet wcześniej, internista prawie od ręki, rehabilitacja przyzwoita i w przyzwoitej odległości czasowej. Nic, tylko chorować:-)

Natomiast państwową służbę zdrowia w Warszawie opisuje przypadek mojej sąsiadki emerytki. Otóż poszła we wrześniu zapisać się na planowaną operację czegoś tam i zapisali ją na wrzesień!

2024.

A to kobieta grubo po siedemdziesiątce, więc łatwo sobie wyobrazić nie tylko, że może nie dożyć, ale też, na jaką jakość życia będzie przez tych 6 lat narażona.

Teraz nie mam pakietu medycznego, jestem skazana na NFZ, tak więc łokieć tenisisty, który się odezwał po 10 latach uśpienia, musi sobie radzić sam. Btw, jeśli ktoś z Warszawiaków ma dobrą miejscówkę, czyli przychodnię ze specjalistami i przyzwoitą rehabilitacją, proszę o sygnał. Jestem mobilna i niewymagająca, mogę się przemieścić gdziekolwiek, gdzie jeszcze lekarze pracują jak za dawnych dobrych czasów:-)

A do tego czasu?

Podobno mówienie sobie dobrych rzeczy przed lustrem podnosi samoocenę, może sprawdzę czy to samo da się zrobić ze zdrowiem? Codziennie rano stanę z Beatą twarzą w twarz, spojrzę jej w oczy i powiem: „Jesteś boska, jesteś cholernie zdrowa, pełna fizycznej krzepy, harmonii ducha i ciała. Jesteś the best i nie ma lepszej rzeczy niż być tobą, w tym twoim zdrowym, zadbanym ciele!”. Takie psychologiczne healthie-selfie:-)

Jak myślicie, pomoże?

* Żeby nie było, wolno mi tak pisać, bo sama jestem słoikiem:-)


When I changed my job I promised myself, I would not complain about anything that was related to this change, because I wanted it myself, I chose it and made a decision. Period.

I’m not complaining. Working calm, sometimes creative, often relaxing, usually stress-free, mostly interesting. It is obvious that I like something more, something less. Life.

I only complain about the lack of a medical package, and at this smoothly way I am going into the complaining about the Polish health service. The National Health Fund is a nightmare in itself, and if you live in Warsaw a squared nightmare. If you work at a big company, and this company has a contract signed either directly with a large network medical service or through an insurance package, it is ok. I used to had it for several years and I appreciated it very much. Full option. The specialists were available three months in advance, but they were! And on Saturday, when the Jars * went home, you could reach them even earlier, the internist almost immediately, rehabilitation decent and in a decent time distance. Nothing but being sick 🙂

On the other hand, the state health service in Warsaw describes the case of my neighbor’s pensioner. Well, she went to the hospital, to sign up for the planned operation of something there in the beggining of September and they planned it down for September!

2024.

And she is a woman in her seventies, so it is easy to imagine that she may not live as long, but also what the quality of live she will have during these 6 years.

I do not have any medical package currently, I am doomed to NFZ, so the tennis elbow, who was asleep for 10 years and, and now awaked, have to fend himselves. Btw, If someone from Warsaw has a good spot, i.e. a clinic with specialists and a decent rehabilitation, I am asking for a signal. I am mobile and undemanding, I can move anywhere, where doctors still work like in the good old days 🙂

By then?

Apparently telling yourself good things in front of the mirror raises self-esteem, maybe I’ll check whether it will work when it comes to health? I will stand face-to-face every morning, look at Beata’s eyes and say: „You’re divine, you’re damn well, you are perfect with physical body and spirit harmony. You’re the best and there’s no better thing than being you, in your healthy, well-groomed body! „. Such psychological healthie-selfie 🙂

What do you think, will it help?

* I am allowed to write like that, because I am a Jar:-)