Pod wpływem

Czy poczuliście ją dzisiaj w promieniach słońca? Nie, wcale nie piszę o wiośnie.
Czy poczuliście dzisiaj radość??
Ja oczywiście znowu nie spałam zbyt dobrze, ale kiedy wyszłam z domu, kiedy spojrzałam w cudnie rozjaśnione niebo, nagle odniosłam wrażenie, że jeszcze będzie dobrze.
Magia światła. Magia słońca. No dobra, magia także tych pierwszych oznak budzenia się ze snu. Może właśnie brak jedynego w swoim rodzaju, płynącego z góry bodźca sprawiał, że niedawno myślałam tylko o przespaniu nadchodzących tygodni?
Dzisiaj jednak szłam do pracy pozytywnie nastawiona do życia, delektując się każdym oddechem, każdym krokiem, nawet koniecznością mrużenia oczu podrażnionych blaskiem (trzeba znowu nauczyć się pamiętać o okularach).
I powietrze pachnie inaczej.
Ulice co prawda też wyglądają… inaczej za sprawą marnych nawierzchni i sił natury ale cóż:-)
I tu drobna dygresja: w tej kwestii Warszawa nie różni się niczym od Lublina. Tu też jezdnie są dziurawe, brudne, brzydkie, uległy procesowi jakiegoś dziwnego powrotu do stanu pierwotnego, osobno żwir, osobno piach. Asfalt dotychczas spajający to wszystko…ulotnił się.
Ale nawet widok czarnych rozpadlin nie popsuł mi humoru. Nie popsuło mi humoru nawet to, że siłownia, w której wykupiłam karnet odmówiła współpracy, ani brak humoru koleżanki, która siedzi przy biurku obok, ani gburowatość pana w markecie, ani to, że moje konto zieje pustką, ani nawet fakt, że mój urlop to jedna wielka niewiadoma, ani niepewność jutra.

Bo dzisiaj było słońce, słoniusio, słoneczko, słoneczeńko, słońciunio!!