A propos wczorajszej notki/ A propos the last post

Wczoraj umówiłam się z koleżanką w pobliskim Green Cafe Nero, gdzie są duże odległości między stolikami i spora przestrzeń ułatwiająca zachowanie jako takiego dystansu. Obgadałyśmy ze szczegółami cały ostatni rok, bo widziałyśmy się rzeczywiście dokładnie we wrześniu 2019. Zwykle spotykamy się częściej, nawet odkąd jestem w Warszawie. A jak mieszkałam w Lublinie to starałyśmy się cyklicznie robić nasze babskie wypady na Stare Miasto. W tym roku wiadomo, Covid.

Było fajnie, Marzena ma takie poczucie humoru, które ja lubię najbardziej. A poza tym, obie przeszłyśmy przez to samo szowinistyczne piekło, zanim malutkimi krokami doprowadziłyśmy do zmiany człowieka, który wydawał się niereformowalny. Dzisiaj chyba rozumiemy się bez słów.

Tak więc bezpiecznie wypiłam kawę, obśmiałam się za wszystkie czasy, zjadłam przepyszne quiche, a potem…. pojechałam!! 🙂

Mobilność w obecnej sytuacji jest najważniejsza.

Czytaj dalej „A propos wczorajszej notki/ A propos the last post”

Przerwa na herbatę/ The tea break

photopictureresizer_191121_113616786_crop_2268x3204-907x12815809264005268985253.jpg

Nie, nie pomyliłam się, nie na kawę, tylko rzeczywiście na herbatę. Świat się wali! Pijam teraz tylko jedną kawę rano w pracy i jedną po powrocie do domu. Takiej z ekspresu nie jestem w stanie sobie odmówić, ale z czterech dziennie, zeszłam na dwie.
Ale poza tym, to albo sobie wmówiłam, bo przecież coś musi być zamiast kawy, albo mi rzeczywiście posmakowała czerwona Pu-erh i to ona jest w kubku na zdjęciu obok. Pycha.

A co do kubka, ach jak ja bym chciała, żeby odpowiadał rzeczywistości!

Dla kogo 1994 był piękny?

A może kogoś z Was jeszcze wtedy nie było na świecie??? 😉

Czytaj dalej „Przerwa na herbatę/ The tea break”

Kto na cafe z Caffe?/ Who for a coffee with Caffe?

Moi Drodzy, trochę na wariackich papierach, ale wygląda na to, że udało się i mamy umówione spotkanie w Warszawie, w poniedziałek ok. godz. 17.00 (może trochę później). Kworum już jest!:))) Mysza to Twoja zasługa, dziękuję!:))

Jeśli ktoś z Was jest z Warszawy, albo w Warszawie i chce dołączyć, dajcie znać!!:-))

9600070-poranna-kawa-900-600

Czytaj dalej „Kto na cafe z Caffe?/ Who for a coffee with Caffe?”

Intelektualny fed up

Weekendu majowego w zasadzie nie było. Za to, po kilku dniach spędzonych w pracy powstała bardzo pożyteczna polska wersja instrukcji obsługi, bardzo pożytecznego urządzenia, dla bardzo pożytecznej instytucji. Powinnam być dumna i usatysfakcjonowana, ale jeszcze nie mam siły:)

Majówki nie było, ale było niedzielne spotkanie z przyjaciółmi, którzy wiedząc o naszej wycieczce do Rzymu oraz planach wyjazdu do Lizbony w przyszłości, przygotowali kolację we włosko-portugalskim stylu. A w zasadzie w śródziemnomorskim, ponieważ były również ośmiorniczki w sosie greckim (słodko pikantny, na bazie miodu, rewelacja!!), oraz hiszpańskie croquetas de jamón*.

Nie obyło się bez prawdziwej włoskiej kawy podanej z pysznymi pasteis de nata** –  portugalskimi tartaletkami z francuskiego ciasta (fajne połączenie:-), które, jak nas zapewniali gospodarze, nie odbiegały w smaku od oryginału. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła potwierdzić…. lub zaprzeczyć. Termin naszego wyjazdu, co prawda jeszcze nie został ustalony, ale ja mentalnie jestem gotowa!

I jak tu trzymać linię:)

Dzisiaj znowu w pracy, ale już bez tego napięcia, pędu, obaw, że się nie zdąży na czas, że umowa, terminy i zobowiązania.

A wieczorem może napiszę notkę, którą miałam napisać wczoraj, (a nawet w ubiegłym tygodniu), ale po powrocie do domu padłam jak nieżywa. Intelektualnie nieżywa. Dlatego nawet zwykła blogowa notka była zadaniem w stylu każdej z 12 prac Herkulesa:)

Nie robiłam zdjęć wszystkiego co na stole (jak co poniektórzy:-), więc dla zobrazowania wrzucam linki znalezione w sieci *np. tu  i **np. tu

Za wszystko inne zapłacisz kartą…

Tekst zwyciężył w akcji #BLOGPLPROMUJE (link TU). Jego mentorem jest Arlena Witt (Blog: wittamina.pl/ | Twitter: @wittamina | Fotografia: www.arlena.org).

W naszym nowoczesnym, technologicznie udoskonalonym świecie wszystko zdaje się zaczynać i kończyć na pieniądzach. Ludzie płacą już nie tylko za seks, ale też za przyjaźń, wspólny wypad na kawę, do kina czy partnerowanie na studniówce lub weselu. Powstają agencje, portale randkowe, portale oferujące różne usługi, które rekompensują ludziom brak drugiego człowieka czy życzliwej duszy.

To przykre, ponieważ pamiętam jeszcze takie czasy, gdy wyświadczało się przysługi, robiło grzeczności, pomagało bezinteresownie. W szkole osoby lepsze z jakiegoś przedmiotu uczyły te słabsze, a przecież oprócz zwykłego „dziękuję” mogły wtedy liczyć co najwyżej na produkt czekoladopodobny lub krówkę mordoklejkę. Dzisiaj młodzież traktuje taką pomoc jak płatne korepetycje i najpierw pojawia się pytanie „za ile?”.

Jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto wynajmuje partnera na wesele. Samotna kobieta, w miejscu pełnym cioć, babć i przyjaciółek rodziny, przeżywa koszmar. Nie ma z kim tańczyć, ciągle słyszy pytania dotyczące braku faceta, a zazdrosne koleżanki pilnują, żeby im nie poderwała ich własnego.

Chyba jestem w stanie przymknąć oko na usługi seksualne, bo po pierwsze wydaje mi się, że płatny seks jest częściej aktem desperacji niż perwersji (a to raczej budzi moje współczucie niż niesmak), a po drugie nie wszystkim się aż tak dobrze powodzi. Praktyczni stwierdzą, że nie ma sensu wyrzucać pieniędzy na coś, co może i rzadko, ale za to za darmo mają w domu. Tu jednak trzeba pamiętać, że fizjologia czy raczej chemia jest jaka jest i że niedobory we własnym łóżku kiedyś gdzieś z kimś zostaną uzupełnione.

Może zrozumiałabym płacenie za wypad do kina (chociaż osobiście byłam kilka razy w kinie sama i żyję), bo nie ma do kogo zagadać, jak na ekranie dzieje się coś fajnego, ani kogo chwycić za rękę, jak na ekranie dzieje się coś strasznego. Ale poza tym spoko.

W zasadzie jestem wyrozumiała nawet wtedy, gdy chodzi o wynajęcie tzw. męża na godziny, czyli pana, który przyjdzie i zreperuje w domu wszystko co potrzeba, gdy ten prawdziwy mąż jest zbyt zapracowany (o tym TU).

Zatem podsumowując, wszystko powyżej jestem w stanie zrozumieć, ale sorry… płacić za wypad na kawę? Przecież w takich spotkaniach wcale nie o kawę chodzi! Nie żeby ją wypić, tylko, pijąc, pogadać, omówić wszystko, co się ostatnio wydarzyło, obgadać kogo trzeba, ponarzekać na zmarszczki czy pieprzniętego szefa. Ogólnie chodzi o to, żeby wyrzygać wszystko, co zalega na wątrobie… w sensie metaforycznym oczywiście. Żeby zobaczyć w oczach tej drugiej osoby wyraz aprobaty, usłyszeć słowa otuchy. I tego nie załatwi żaden „przyjaciel” wynajęty nawet z najlepszej istniejącej na rynku agencji. Nie wiedząc o Tobie nic, stanie się co najwyżej namiastką psychoterapeuty (i to na pierwszej wizycie), ewentualnie spowiednika z jakiejś obcej parafii (wersja dla wierzących).

Może i wysłucha, ale czy zrozumie?

 

Natura łowcy

Nudził ją z tymi wiecznie wpatrzonymi w nią z zachwytem oczami.
Naprawdę było jej go  żal, ale co mogła zrobić?
Miała naturę łowcy, potrzebowała tej adrenalinki tropienia zdobyczy, deptania po piętach ale tak, żeby ofiara nie wiedziała, że jest tropiona. Ofiara miała potem myśleć, że wszystko co się wydarzyło jest tylko i wyłącznie jej (JEGO) inicjatywą. Tymczasem Dorota doskonale znała psychikę mężczyzn i wiedziała, który guziczek i w którym momencie nacisnąć, żeby działało. Zawsze działało.
Ale potem… nuda.
Siedzi toto wpatrzone w nią, gotowe spełnić każdą zachciankę, planuje już w myślach wspólne życia, a ona… dusi się. Pragnie znowu powiewu wiatru we włosach, tego pędu nie wiadomo dokąd, radości flirtowania z kimś zupełnie nowym.
Bo jej problemem nie jest pragnienie miłości. Miłość zwykle bywa taka sama. Jej problemem jest pragnienie nowości. Chciałaby, o wiele bardziej od udanego seksu, chociaż raz zostać zaskoczoną, chociaż raz zdziwić się, choćby własnym niepowodzeniem. Chciałaby z tłumu imion móc zapamiętać to jedno, wyjątkowe, warte utrwalenia. Uczucie? Jeszcze nigdy się nie zakochała.
 

 

PS. To słowa kogoś, z kim ostatnio piłam kawkę na deptaku. Kiedy powiedziałam, że brakuje mi czasu i weny do napisania kolejnego postu, stwierdziła, że to co za chwilę powie z pewnością idealnie się wpasuje w charakter  bloga…

Oczywiście imię zmienione, żeby nie było…. 🙂