Kolejne dni na dwóch kółkach / Another days on two wheels

W sobotę zrobiliśmy na rowerach 46 km!! Byliśmy w Parku Młocińskim,  który ma tak samo przyjemne aleje, jak Las Kabacki i świetną ścieżkę zdrowia. W czasie II wojny światowej teren parku był terenem walk zarówno w czasie wojny obronnej w 1939 r., jak też później, gdy działało tu Zgrupowanie AK Kampinos, szczególnie aktywne w okresie powstania warszawskiego. Jak podaje Wikipedia, do dzisiaj można odnaleźć ślady pocisków w starodrzewie i kule wyłuskiwane z drewna ściętych starych drzew.

Wracając zrobiliśmy rundkę po Żoliborzu, zjedliśmy obiad w jednej z knajpek przy Al. Jana Pawła II i powlekliśmy się do domu. Dosłownie, tylko koło za kołem:-)

wp-15940243060446647749179435440470.jpg
Przystań Młociny

Trochę przesadziłam ustalając trasę i pod koniec wycieczki kolana odmawiały mi posłuszeństwa. Największe problemy sprawiało mi siadanie i wstawanie:-). Mimo to, co zrobiła Beata? W niedzielę znowu wskoczyła na rower. Jednak tym razem po to, żeby pojechać nad wodę i poleżeć na zielonej trawce. Z okolicznych miejscówek jedynie Jeziorko Czerniakowskie pozytywnie przeszło badania sanepidu i można się w nim kąpać. Bardzo lubimy to miejsce, dlatego decyzja zapadła szybko i bez marudzenia.

wp-15940267566683167940831228968517.jpg
Takie okoliczności przyrody w drodze nad jeziorko.

Oczywiście na plaży nadal trzeba zachowywać dystans społeczny i zakrywać twarz, ale w rzeczywistości, jak to w rzeczywistości. Tłum plażowiczów, dużo biegających dzieci, kolejki po gofry i lody, no i ani jednej maseczki. Z drugiej strony, jak iść do wody w maseczce? Staraliśmy się więc zachować dystans, a maseczkę sobie odpuściliśmy. Rozłożyliśmy się w dużej odległości od innych,  w wodzie odpływałam na bezpieczną odległość. Liczę też trochę na to, że prażące wczoraj do nieprzyzwoitości słońce, osłabiło drania, choćby na ten jeden dzień:-)

wp-15940238751523116524618197498738.jpg
Jeziorko Czerniakowskie, w tle kominy Elektrowni Siekierki

A Wisła sobie płynie, i życie w jej sąsiedztwie toczy się prawie jak dawniej.

wp-15940256158657388719189587342221.jpg
Widok z mostu Siekierkowskiego
wp-15940256907728306113671188265236.jpg
Bulwary Wiślane

Czytaj dalej „Kolejne dni na dwóch kółkach / Another days on two wheels”

Samobiczowanie / Self-flagellation

Marek zrobił lekkie samobiczowanie u siebie na blogu, ja dzisiaj zrobię u siebie. Bo otóż wczoraj wykazałam się, nie tyle niestosownością, chociaż można i tak na to spojrzeć, co najzwyklejszą głupotą.

W Warszawie, na Czerniakowskiej jest dwustopniowe przejście dla pieszych, o którym wiem, że ono jest dwustopniowe, bo na samym początku pokonywania tej trasy mało nie wpadłam pod samochód. Ktoś z pieszych mnie zatrzymał, a samochody obtrąbiły jak farbowaną blondynkę (ja nie wiem, czy to politycznie tak pisać:-). Oczywiście są tam światła, ale przy ostrym słońcu, albo głębokim zamyśleniu, człowiek po prostu nie zauważa, że na jednym przejściu jest zielone, a na następnym nadal czerwone. Drugi przypadek, który podziałał na mnie niczym ćwiczenie mnemotechniczne na pamięć, był wtedy, kiedy to ja zatrzymałam rowerzystkę, nieświadomą tej dwustopniowości. Ona na pewno skończyłaby pod kołami, bo samochód wpadł na jezdnię z piskiem opon, nie miałby szans, żeby zahamować.

Trzeci przeżyłam wczoraj. Jak idiotka, ze słuchawkami na uszach (tak!!), zasłuchana we własne szczęście, oraz w „What can I do” Smokie (powrót do przeszłości:-), przejechałam po całości.

I oczywiście zostałam strąbiona, a pod nosem kierowcy poleciało pewnie parę urw:-), ale i za pierwszym razem i teraz, całkowicie sobie na to zasłużyłam.

Na szczęście żyję.

W dodatku, tak jak Markowi, jest mi wstyd, bo ok, słucham w czasie jazdy muzyki, ale zawsze, naprawdę zawsze, mam ją nastawioną tak, żeby słyszeć co się dzieje dokoła. Tym razem beztrosko odleciałam w marzenia, a akurat nikt mnie tym razem nie zatrzymał.

Także, taka przestroga dla użytkowników dróg i chodników:-)

Czytaj dalej „Samobiczowanie / Self-flagellation”

Wczoraj na przejażdżce rowerowej / Yesterday on a bike

Zrobiliśmy 22 km, wieczorem bolały mnie kolana, ale umysł był zrelaksowany i wolny od wszystkich covidów tego świata. Było ciepło, słonecznie, złapałam trochę witaminy D3, a poza tym, takie pierwsze po okresie jesienno-zimowej stagnacji, obwąchiwanie starych kątów, sprawia mi zawsze najwięcej frajdy.

Czułam się trochę jak Tancerka, wolna i szczęśliwa, z dłońmi uniesionymi w rytmicznym szale, a trochę jak Syrenka, zakneblowana i z niepokojem, ale odważnie, patrząca w przyszłość.  Takie tam analogie;-)

Poza tym uważam, że najpiękniej normalność udaje natura, prawda?

wp-15880202039858568331217969843737.jpg

wp-15880202041652258671680382611789.jpg

wp-15880623630753264756686384892199.jpg

Czytaj dalej „Wczoraj na przejażdżce rowerowej / Yesterday on a bike”

Pozory normalności c.d. / Semblance of normality cont.

wp-15876322474218769642662407699305.jpgNie wiem jak to jest u Was, ale u nas przegląd techniczny rowerów odbywa się zawsze przed sezonem. Jesienią nigdy nam nie po drodze do serwisu, znacznie prościej jest odwiesić rower na haku, na którym grzecznie czeka, z głęboką nadzieją, że sobie o nim kiedyś przypomnimy i z naszą równie głęboką nadzieją, że nie zostanie skradziony.

Nie został. Na szczęście miłośnicy nabywania rowerów w taki właśnie sposób, omijają szerokim łukiem te, które najlepsze lata mają już dawno za sobą. A nasze mają, nawet moja śliczna damka już skończyła 5 lat!

Tak więc wczoraj wyruszyłam w miasto. Jejku, jak cudownie było wyrwać się z domu i pojechać, hen, w obce landy dzielnice:-) Jakby mnie ktoś wypuścił z klatki!

Po powrocie z przejażdżki, już przed blokiem, spotkałam sąsiada spacerującego ze swoją śliczną sunią rasy cocker spaniel, która zawsze przyjaźnie, z merdającym ogonkiem przybiegała do mnie, żeby się przywitać. Ja ją głaskałam po głowie, zagadywałam kilka słów do niej albo do sąsiada i psina uspokojona odchodziła dalej spacerować.

Wczoraj spojrzała na moją twarz, zamiast której ujrzała wydłużony kształt maski, może skojarzyła to z psim pyskiem:-) i najpierw zawarczała, potem mnie głośno obszczekała, a na koniec ostentacyjnie pociągnęła smycz w przeciwną stronę.

W sumie to dobrze, że przed odejściem nie podniosła nogi… 😉

Zwierzęta są bardzo mądre, one i bez oglądania telewizji wiedzą, że sytuacja jest co najmniej dziwna.

Czytaj dalej „Pozory normalności c.d. / Semblance of normality cont.”

Relaks nad Wisłą/ Chillout by the Vistula

A teraz zdenerwuję wszystkich, którzy są dzisiaj w pracy, bo ja nie jestem:-) I z tego oto hamaka pozdrawiam Was cieplutko!

Melduję też, że zrobiłam już 14 km na rowerze, mam zamiar zrobić drugie tyle w drodze powrotnej, ale póki co……..leżę!! Żyć nie umierać!

nad wisla1327008441520609655..jpg

Czytaj dalej „Relaks nad Wisłą/ Chillout by the Vistula”

Na rowerze, na wózku inwalidzkim, świat bez barier/ On a bike, in a wheelchair, the world without barriers

Nareszcie jeżdżę do pracy rowerem i nie marznę w ręce, uszy, ani inne części ciała. W dodatku kupiłam kurtkę, która spełnia prawie wszystkie wymagane przeze mnie normy, jeśli chodzi o ubranie sportowe, to znaczy, jest ciepła, przewiewna i się w niej nie pocę! Wożę ją zawsze w plecaku na wypadek zmiany pogody, w dodatku ma wszyte odblaski, więc widać mnie wieczorem z daleka. Poprzednia była śliczna, czerwona, fajnie dopasowana, ale po kilometrze czy dwóch zaczynałam się czuć jak w minisaunie. Kolejny raz przekonałam się więc, że w przypadku ubrań sportowych uroda to nie wszystko.

Wracając do przejażdżki, choć raczej powinnam napisać, do wspinaczki, bo akurat wprowadzałam rower pod górę, wzdłuż ul. Górnośląskiej (próba podjazdu choćby na najniższym biegu niezdana:-), nagle zauważyłam nadjeżdżającego z naprzeciwka, na wózku inwalidzkim, chłopaka, który sprawiał wrażenie, jakby nie mógł skoordynować pracy przednich i tylnych kół. Próbował nie wypaść na ulicę, nie porysować stojących obok samochodów, a jednocześnie nie rozpędzić się za bardzo, bo w tym konkretnym miejscu ulica ma naprawdę ostry spadek. Odstawiłam rower i zaproponowałam pomoc. I wiecie co się stało? 

Okazało się, że to student, który w ramach programu „Warszawa bez barier”, testował możliwość poruszania się po mieście wózkiem inwalidzkim, ale student w pełni sprawny fizycznie, stąd brak doświadczenia i nieporadność w kierowaniu wózkiem. Przypadła mu w udziale właśnie Górnośląska i chyba Myśliwiecka. Trudne, strome ulice.

I pomyślałam, że to świetny pomysł, że program realizują również osoby zdrowe. Po pierwsze mogą wejść na chwilę w świat osoby niepełnosprawnej, który z pozycji wózka wygląda z całą pewnością inaczej i widać wszystkie niedoskonałości warszawskich chodników. Po drugie, myślę, że po takim teście człowiek sprawny inaczej patrzy na własne możliwości, docenia te dobra, które zostały mu dane. Taka emocjonalna wartość dodana.  Jak myślicie? 

Ja do tej pory jestem w bardzo pozytywnym szoku.

Czytaj dalej „Na rowerze, na wózku inwalidzkim, świat bez barier/ On a bike, in a wheelchair, the world without barriers”

Symbioza/ Symbiosis

W sezonie letnim przemieszczam się przez miasto w zasadzie w każdy możliwy sposób. Najczęściej rowerem, ale bywam też piechurem, w weekendy chętnie przesiadam się do focusia (kto mnie zna, to wie, że uwielbiam jeździć samochodem, czuję wtedy nieopisaną radość i złudną wolność!:-), a w deszczowe dni robocze zwykle korzystam z nieocenionego i sympatycznego ZTM. No dobra, raz czy dwa trafiłam na kierowcę, który widząc, że biegnę do autobusu najpierw spokojnie czekał, po czym tuż przed nosem zamykał mi drzwi i odjeżdżał, raz czy dwa na takiego, który patrząc na czekających pasażerów w końcowej części przystanku celowo zatrzymywał się na początku.:-) A niech się towarzystwo porusza z samego rana! Zwłaszcza ta staruszka, która pewnie jechała w kolejkę do lekarza. Jednak globalnie rzecz ujmując, są pomocni i grzeczni, przynajmniej ci na mojej trasie:-)

Tak naprawdę to zmierzam do tego, że każdy z nas, naprawdę każdy, bywa albo pieszym, albo rowerzystą, albo kierowcą (czegokolwiek). Przechodzi z jednej grupy do drugiej, przesiada się z jednego wehikułu na drugi i w związku z tym teoretycznie, powinien znać zasady dotyczące wszystkich użytkowników szos i chodników (tak mi się zrymowało) i powinien rozumieć. Że na przykład ścieżka rowerowa czasem się przecina z chodnikiem, że każdy musi się rozejrzeć na boki zanim wkroczy na część wspólną. Nierowerzyści powinni rozumieć, że jednak nie wszędzie ścieżki są i czasem trzeba jechać po ulicy lub po chodniku. Poza miastem pieszy też idzie poboczem, lub po jezdni, prawda? Że ścieżka rowerowa się czasem urywa i raczej nie biegnie wprost na 7 piętro biurowca. Najpierw trzeba gdzieś zaparkować i zwykle jest to jakaś część wspólna dla rowerzystów i pieszych. Rowerzyści natomiast powinni rozumieć, że ich nadmierna prędkość w miejscu nie przeznaczonym tylko dla nich, jest niebezpieczna. Że skoro już skaczą jak zające: raz ścieżka, raz chodnik, potem kawałek po jezdni, dalej na skróty po trawie, to ok, mają do tego prawo, ale niech używają rozumu, nie zajeżdżają nikomu drogi i nie jeżdżą jak wariaci.

Tymczasem wygląda to tak, jakby ktoś z jednej grupy miał pretensje do kogoś z drugiej, że przemieszcza się przez miasto w taki, a nie inny sposób. Zamiast się cieszyć, że mógł sobie wybrać taką, a nie inną opcję tego dnia.

Pieszy ma oczywiście prawo się wkurzyć, kiedy idzie sobie spokojnie przez park, i nagle słyszy świst przejeżdżającego rowerzysty. Można uprzeć na zawał i jest to rzeczywiście naprawdę niebezpiecznie. Ale ten sam pieszy niech się trochę rozgląda na boki, a nie kroczy niczym święta krowa w Indiach. Kierowcy wkurzają się na rowerzystów i na pieszych jednocześnie, bo jedni i drudzy to dla nich zło konieczne, które łazi po ulicach akurat wtedy, gdy spieszą się lub mają zieloną strzałkę w prawo! Kurcze! A poczekaj cierpliwie, siedzisz na dupie w tym swoim wygodnym, klimatyzowanym aucie, gdy inni zapieprzają z siatkami, zakupami, plecakami! Kuśtykając, sapiąc z wysiłku i grzejąc się w słońcu! I tak masz lepiej!

Moi Drodzy, Warszawa promuje zdrowy styl życia, a rowerów, również tych miejskich jest więcej, niż w jakimkolwiek innym dużym mieście. W ten sposób stolica walczy również ze smogiem i dba o czyste powietrze. A skoro tak, skoro to dla wspólnego dobra, to bądźmy wyrozumiali na drodze, czy to (k…) takie trudne?

20180726_193916-12041088953

I tylko jedna uwaga, miejsca parkingowe dla rowerów są niemal wszędzie, dlatego lepiej swój rower przypinać właśnie tam, gdzie one są. Czasem wcale nie chodzi o kradzież, tylko o pokazanie właścicielowi, żeby trochę pomyślał o innych. Mi osobiście w ogóle nie przeszkadza, że ktoś przypiął rower do latarni ale komuś jak widać tak. Czytaj dalej „Symbioza/ Symbiosis”

Sezon rowerowy czas zacząć/ Let’s the season begin!

panna na rowerze

Czy myślicie, że zima już nie wróci? Bo planuję jutro wyciągnąć z rowerowni swój wehikuł. O ile w ogóle jeszcze tam jest. Nie zaglądałam do niego od września, ale w międzyczasie nikt nie zgłaszał kradzieży w bloku, więc nadzieja jest.

Rok temu zaczęłam przygotowania do sezonu 1 maja. Pamiętam dokładnie, bo jeszcze długo długo potem odczuwałam je w plecach. I wcale nie z powodu przejażdżki. Na lekkim flaczku pojechałam do pobliskiej stacji paliw, gdzie jest urządzenie do pompowania kół z wbudowanym manometrem, a jako córka kolarza doskonale wiem, że właściwe ciśnienie w oponach to podstawa i wyższy komfort jazdy.

Jakiś sympatyczny pan stwierdził, że skoro pompuje swój rower, to równie dobrze może napompować i mój. Miłe. Zrobił mi przy okazji wykład na temat zależności grubości opon do ilości barów, ale już nic z tego nie pamiętam:-) Zdecydowanie, jeśli chodzi o rowery i samochody – jestem jedynie użytkownikiem, nie specjalistą. Ale za to kierowcą – rewelacyjnym! Serio serio.

Miewam jedynie czasem pecha do ludzi. Kiedyś wpadł na mnie kolega, bo nie rozejrzał się zanim skręcił w lewo. Leczyłam potem kolano. Innym razem chora psychicznie kobieta wpadła na ścieżkę rowerową i uderzyła w mój rower trzymaną w ręku torbą. Wezwaliśmy policję, okazało się, że znają ją bardzo dobrze. Leczyłam obydwa kolana i traumę. Bałam się potem jeździć rowerem, bo w każdym przechodzącym obok pieszym widziałam wariata. Rok temu natomiast, próbowałam ten mój świeżo napompowany rower przestawić, żeby zrobić miejsce następnym w kolejce do pompowania. W zasadzie nie wiem jak to się stało, ale wygięłam się w chiński paragraf i już się nie wyprostowałam. Ból masakryczny, potem zwolnienie lekarskie i przerwa w jeżdżeniu na 3 tygodnie.

Powinnam zacząć się bać?:-)

Czytaj dalej „Sezon rowerowy czas zacząć/ Let’s the season begin!”