Powroty/ Coming back

Powroty są trudne. Dlatego przepraszam za długie milczenie, które pewnie w obecnej sytuacji mogliście zinterpretować jednoznacznie, ale to był okres, w którym próbowałam poukładać swoje życie.

Co u mnie? Skończyłam chemioterapię, nadal doświadczam neurotoksyczności, kontroluję to, co po drodze uszkodził mi nowotwór i cierpliwie czekam, aż niekorzystne objawy miną, lub aż lekarze coś na nie poradzą. Mam nadzieję, że po prostu miną:-)

Po 6 chemii w zasadzie z dnia na dzień poczułam się lepiej, dzięki temu mogłam stoczyć kolejną (wygraną) walkę z ZUS, i w którymś momencie zacząć myśleć o powrocie do pracy.

Od dwóch tygodni znowu wstaję o 6 rano i robię sobie poranny spacerek do biura.

Zdrowotnie: jestem pod ciągłą kontrolą, ale żeby nie zwariować, stosuję metodę małych kroczków, tj. zajmuję się jednym problemem naraz. Jako osoba pracująca mam znacznie mniej czasu na ogarnianie rzeczywistości i latanie po tych wszystkich lekarzach, po których muszę, ale o tym też staram się za wiele nie myśleć.

Generalnie potwierdziło się to, co już wielokrotnie obserwowałam u innych: babciowanie daje niesamowitą siłę i wolę walki:-)

Czytaj dalej „Powroty/ Coming back”

Telekonferencje / Teleconferences

Nie będę pisać, że mam dużo pracy, bo to widać, skoro mnie tu nie widać:-)

Pisałam ostatnio, że Covid zmienił moje podejście do transportu i aby się nadal bezpiecznie izolować, śmigam hulajnogą. Minęły już prawie trzy tygodnie od zakupu, a mi to wciaż sprawia radość. Przez pół godziny jadąc słucham muzyki i terapeutycznie wprawiam się w dobry nastrój. Żeby nie było, głośność dopasowuję tak, aby słyszeć otoczenie i w razie czego, reagować.

Covid zmienił też moją pracę. Kiedyś chodziliśmy na różne spotkania poza biurem, lubiłam to, poznawałam ludzi i miasto. Teraz miasto zeszło na dalszy plan, a żeby móc spotykać się z ludźmi, musiałam nauczyć się nowych programów i aplikacji. Nie wiedziałam nawet, że tych telekonferencyjnych jest aż tyle. Biznesowo najczęściej korzystam z Teams, What’s up, Zoom, Meet, ale prywatnie najczęściej gadam przez stary dobry Messenger i Facebook. Microsoft Teams sprawdził się do tego stopnia, że wczoraj zorganizowałam na nim Walne Zgromadzenie i wszystko poszło zaskakująco sprawnie. W bardzo krótkim czasie musiałam się nauczyć tego programu, męczyłam więc ostatnio kogo się tylko dało, żeby przetestować telekonferencje z jak największą liczbą osób. A teraz umiem już nawet tworzyć formularze do głosowania uchwał:-) Szał ciał!

Oczywiście nie obyło się bez pomocy serwisu technicznego Microsoft, bo nie wszystko zadziałało od razu (jak to zwykle u mnie), ale przecież nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy:-) A wszystko skończyło się sukcesem.

Walne to przeszłość, najbliższa przyszłość rysuje się natomiast w cudnych, urlopowych barwach:) Potrzebuję odpoczynku, mówię Wam, Covid dał mi w kość:)

Czytaj dalej „Telekonferencje / Teleconferences”

Dojazd do pracy w dobie pandemii / Commuting in the pandemic time

W czasie pandemii mam znacznie więcej pracy niż przed. Nie narzekam, cieszę się, że w ogóle ją mam, bo wiem, że ci co siedzą w domu i obcięli im pensje, lub stracili swój biznes, woleliby być zarobieni po łokcie i żeby było normalnie. Tak więc nie narzekam, tłumaczę jedynie, dlaczego nie mam czasu na bloga. 

Od ubiegłego poniedziałku wróciłam do biura i zaczął się problem z dojazdami. Obiecałam sobie, że do czasu, aż nie będzie całkowicie bezpiecznie, nie będę korzystać z komunikacji miejskiej. Z dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty, wirus utrzymuje się w zamkniętych pomieszczeniach dosyć długo, więc w autobusie  łatwiej się zarazić mimo cyklicznej dezynfekcji. Drugi powód jest ważny z innego punktu widzenia. Otóż, ja mam do pracy tylko 6 ,5 km, więc mogę sobie zorganizować inną formę dojazdu, a  nawet, od biedy, przejść na piechotę. Są jednak tacy ludzie, którzy dojeżdżają z przedmieść Warszawy, i dla nich ZTM to jedyna dostępna forma transportu, a trzeba pamiętać, że ilość miejsc w autobusach jest teraz znacznie ograniczona.

Więc pozostaje mi przy ładnej pogodzie rower, a przy gorszej trochę logistycznej kombinacji, ale bez tragedii. W te gorsze będę dojeżdżać samochodem w pobliże strefy płatnego parkowania i przesiadać się… na hulajnogę!!:)))

A jak Wy docieracie do pracy?

À propos pogody: Zdjęcie zrobione dzisiaj w drodze do pracy. A gdzieś tam w górach spadł śnieg:)

wp-1589276507962650665457336798662.jpg

Czytaj dalej „Dojazd do pracy w dobie pandemii / Commuting in the pandemic time”

Szalona środa /Crazy Wednesday

Kto dzisiaj jest zarobiony, zapracowany, zakręcony i zajęty sprawami służbowymi?

Łączę się z Wami w bólu:-)

Szczęściarze na urlopie niech się cieszą słońcem (jeśli są za granicą), urlopem, lenistwem, głową w chmurach i tym wszystkim, czym ci z pierwszego zdania cieszyć się nie mogą.

Do roboty!

Czytaj dalej „Szalona środa /Crazy Wednesday”

Czego oczekujesz?/ What do you expect?

Czego oczekujesz od swojej pracy? Od miejsca, w którym spędzasz codziennie 1/3 swojego życia? Od ludzi, z którymi dzielisz biuro, wspólną szafę, może biurko i pokój socjalny.

Czy chodzi tylko o kasę? Żeby pójść, zarobić, a po pracy, wyjść i zapomnieć? Do następnego dnia oczywiście. Oddzielić grubą krechą to, co zawodowe, od tego, co prywatne?

Czy może dla Was liczy się to, czego się nie da przeliczyć na złotówki, dobra atmosfera w pracy, fajni kumple, super koleżanki, ludzki szef? Satysfakcja z wykonywanej pracy i uznanie klientów?

Ja wiem, jak jest u mnie. Dzisiaj mogę już sobie pozwolić na wybieranie miejsc pracy. Gdy w tej nowej zaczynam zauważać, że po początkowym „miesiącu miodowym”, praca coraz intensywniej wkracza w moje życie prywatne, w moje życie wewnętrzne, a co najgorsze niszczy zdrowie, bo związany z nią stres zżera od środka – nie czuję lęku przed zmianą.

A Wy? Czy, jakimś cudem, udaje Wam się połączyć przyjemne z pożytecznym?

Czytaj dalej „Czego oczekujesz?/ What do you expect?”

Walka o przetrwanie

Ten tydzień był, a właściwie przez najbliższe 8 godzin ciągle jest, prawdziwą walką o przetrwanie.

Nie mam grypy. Wiem, bo wczoraj w końcu wybrałam się do lekarza. Będąc przekonana, że zaraziłam się od męża (i na pewno tak było, tyle że ja mam nieco lżejszy przebieg), leczyłam się tym, co on, tj. coldrexem i witaminami. Pan doktor stwierdził, że to bardzo dobrze i że na tym poprzestać. Nadal jednak mam okropny kaszel i to ten, którego nie lubię najbardziej (o ile w ogóle jakikolwiek można lubić), suchy, drażniący, napadowy, dlatego jedyny lek, który dostałam ponad to co biorę, to uwielbiany przez młodzież thiocodin. Listek, btw. wiecie, że jednorazowo się więcej w aptece nie kupi? Na pewno wiecie.

Mi ten listek wystarczy na 5 dni, oni (młodzież) potrzebują dwóch lub trzech naraz.

Ale to temat na inny post.

W związku z tym, że jest to lek opioidowy, liczyłam na lekką fazę, która sprawiłaby, że dzień stanie się znośniejszy, tymczasem rozbolała mnie głowa, zrobiło mi się niedobrze i w ogóle jest do dupy.

Jak tu iść do pracy?

Zalety

Nie chwaliłam się jeszcze, że zmieniłam pracę. Już dawno się tu niczym nie chwaliłam, btw:-)

W każdym razie, zmieniłam i trzeba było się przestawić na inne oczekiwania i priorytety.

À propos oczekiwań: nowością jest to, że teraz zawsze muszę uczestniczyć w spotkaniach mojego szefa. Jestem jego drugim wzrokiem i słuchem. Po każdym spotkaniu robię roboczą notatkę, protokół czy zapisuję wnioski. Szef to oczywiście potem uzupełnia, coś tam koryguje merytorycznie, ale ja nadaję temu pierwszy rys. A zwykle jest o czym pisać.

Protokołowanie jest fajne i niefajne jednocześnie. Fajne, bo jako uczestnik spotkania jestem w centrum wydarzeń. Wiem jakie są plany firmy, czy mojego szefa, w jakim kierunku będziemy się rozwijać jako podmot gospodarczy, czy choćby dlaczego nowy minister jest lepszy od starego:-)

Niefajność polega na konieczności ciągłej koncentracji. Nie można się na chwilę wyłączyć i myśleć o niebieskich migdałach. Jak potem wytłumaczę dziurę w notatce? Przecież nie powiem, że w momencie gdy pan Kowalski referował projekt kampanii reklamowej, ja rozważałam co zrobić na obiad:-)

Zdecydowaną zaletą jest to, że w ogóle wychodzę z biura, że poznaję nowych ludzi, bywam w takich miejscach Warszawy, do których bym pewnie nigdy nie trafiła.

Wartość edukacyjna – bezcenna.

Syndrom stresu pourlopowego

Nie ma co się dłużej okłamywać.

Tegoroczne wakacje minęły bezpowrotnie, a do następnych – cały pieprzony rok! Próbuję udawać, że jest fajnie, tu zrobię obiadek, tam upichcę jakieś ciasto. Tu kawka, tam spotkanie, w międzyczasie zakupy czy kino, ale należy powiedzieć sobie jasno całą prawdę.

Nastał czas powrotu: do domu, do pracy, na siłownię, bo przecież pogoda za oknem już niedługo przestanie sprzyjać, a mi nic się nie chce!

W pewnym poradniku radzili, że dla własnego komfortu psychicznego, w pierwszych dniach po urlopie należy rozsądnie dawkować obowiązki, zwiększać pracę stopniowo, zaczynać od rzeczy łatwych, które można szybko weryfikować. Jakieś sortowanie e-maili, czytanie listów, czy przeglądanie kalendarza. W przerwach między jednym, a drugim, warto sobie dla poprawy samopoczucia w myślach planować następny wypad z domu.

Jakieś strasznie odkrywcze toto nie jest, ale tak zrobiłam. Nie pomogło:-)

Radzili też, żeby zadbać o kondycję fizyczną. Wiadomo, fizyczna wpływa na psychiczną,, więc logiczne, że trzeba  ruszyć tyłek z krzesła, żeby ta fizyczna była jak najlepsza :-).

Przyznaję, że kiedy tak siedzę w biurze i przygotowuję następne super pilne tłumaczenie, drukuję „niezwykle ważne” dokumenty, czy wykonuję inne zadania „na wczoraj”, nawet jogging wydaje mi się kuszącą alternatywą:-)